Uczennica 2 LO laureatką VII Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka i Świecie Współczesnym
- 14 marca 2020
- Posted by: Andrzej Pruchnik
- Category: Aktualności
Jak wiecie (albo i nie wiecie), 2.03.2020 r. byłam w Białymstoku, stolicy babki podlaskiej i języka esperanto. Dlaczego Białystok i dlaczego w ogóle piszę? Okej, od początku.
Od kilku miesięcy gryzłam skórki wokół paznokci, pochłaniając kolejne informacje dotyczące praw człowieka. Człowieka, czyli Twojego, naszego, mojego prawa, prawa nastolatków, pielęgniarek czy prezydentów miast. Olimpiada (może jednak coś jest w tej nazwie, że przez te kilka miesięcy czułam się jakby śmiertelnik wdrapujący się po kolejnych schodach Olimpu – nieśmiertelnego miejsca wiedzy i świadomości, i bolących kości), w której brałam udział, została zorganizowana przez społeczność COPTIOSH, która to jedną z centrali miała właśnie w Białymstoku. Cała akcja (chyba mogę to tak nazwać), cała ta machina, której chciałam stać się częścią, miała jakiś cel, którego na początku może nie do końca rozumiałam. Wiadomo, dzięki tej olimpiadzie miałam szansę zdobyć indeks do kilku polskich uczelni, które są, na marginesie, więcej niż w porządku. I to był tak naprawdę cały pęk informacji, który miałam przed zgłoszeniem się do VII Olimpiady Wiedzy o Prawach Człowieka i Świecie Współczesnym. Te kręte (ale jakie uświadamiające) schody na Olimp zaczęły się już później. Było ciężko – godzić zadania z matematyki i sprawdziany z języka polskiego z kolejnymi książkami o stosunkach międzynarodowych, formach rządów we współczesnym świecie, prześladowanych mniejszościach etnicznych, narodowych, religijnych; o historii powojennej (z organizacją ONZ i rozdającymi karty przywódcami wielkiej trójki na czele), o światowych kryzysach, utarczkach politycznych czy starciach na masową skalę (gdzie dla korzyści wielkich mocarstw ludobójstwa miały miejsce na obszarach paskudnie biednych i nieświadomych, zmanipulowanych). W pewnym momencie zaczęłam skupiać się jednak na czymś więcej niż pulsującej od nadmiaru obowiązków wędrówce na ten Olimp. Postanowiłam – rozejrzeć się. I tak zaczęłam zauważać, że obozy koncentracyjne minionego wieku ciągle żyją i mają się dobrze (choćby i w Korei Północnej), że są wciąż ludzie, którzy pragną zbudować swój kawałek ziemi na świecie (jak na przykład Kurdowie) – ale, wciągani w ogromne afery z udziałem potężnych bestii (jak USA, Rosja) są nieustannie upokarzani, manipulowani i wykorzystywani do swoich potrzeb. Zaczęłam widzieć w ostrzejszych barwach, że takie słowa (wydawałoby się, omówione i przerobione na setkach lekcji historii, wos-u, polskiego) jak ksenofobia, szowinizm, rasizm, nacjonalizm i manipulacja społeczeństwem – wciąż są żywe i mają się dobrze (a – co gorsza – jakby przybierały na sile). Wydawać by się mogło, że to tylko głupi-niegłupi konkurs, olimpiada, coś ,,dla kujonów’’; coś, na co ja – broń Boże! – nie miałbym/nie miałabym czasu. Ten konkurs, ta olimpiada (z mojego punktu widzenia) w pewnym momencie przestała być ,,czymś dla kujonów’’, a zamieniła się w kolejne dawki wiedzy o niekończącej się historii ludzkich cierpień, o mechanizmach – niezmiennych od dziesięcioleci – politycznych gierek, w które wszyscy tak łatwo dajemy się wpędzić, zapraszani niewinnym uśmiechem na ustach. Dlatego – trochę się rozpisałam, przyznaję – polecam. Nie mówię, że z całego serca, że na 100%, bo często czułam (a już zwłaszcza w dniu etapu centralnego w Białymstoku, widząc 70 ludzi z całej Polski), że na to 100% pracuje się latami. Ale, patrząc znowu na te 70 osób, widziałam ludzi, którzy przez te kilka miesiące przełamali swoje bariery (m.in. strach, stres, niepewność siebie) po to, by, czytając, szukając wielu informacji w Internecie, czasopismach czy filmikach na YouTube, dowiedzieć się więcej o otaczającym ich – nas! – świecie. Świecie, który, powiedzmy sobie szczerze – nie jest i nie był łaskawy dla wszystkich. Ale jedna rzecz, która trzyma mnie na duchu do dzisiaj (oprócz wywalczonego indeksu) to świadomość, że z tym światem, o który mamy się troszczyć, który jest naszym domem – można coś zrobić. I to całkiem coś dobrego.
P. S. Jak będziecie kiedyś w Białymstoku, wpadnijcie do restauracji Babka na Lipowej! A, i polecam przejść się wzdłuż Lipowej (jedynej tak zagęszczonej ulicy w mieście), wejść do cerkwi św. Mikołaja, zobaczyć francuskie ogrody i XVI- wieczny pałac Branickich, przerobiony na uniwersytet medyczny (jest przepiękny, śmiałam się, że dla takiego miejsca mogłabym pójść na studia medyczne).
Z góry – wielkie dzięki za przeczytanie. I zachęcam do kochania praw człowieka nie tylko w trakcie olimpiad (co już polecałam w tym za długim wywodzie), ale być ich obrońcą w szkole, pracy, domu czy na siłowni.
Natalia Mroczek
2b LO