Piękna włoska przygoda
- 6 listopada 2023
- Posted by: Andrzej Pruchnik
- Category: Aktualności
Była to naprawdę wyczekiwana niedziela. Wczesnym rankiem zebraliśmy się na parkingu przy stacji kolejowej i zajęliśmy miejsca w autokarze. Po chwili czekania, aż wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik, pojazd ruszył i rozpoczęła się długa podróż. Trasa wiodła przez Czechy oraz Austrię i sama w sobie była już pewną atrakcją. Przejeżdżaliśmy chociażby przez Wiedeń czy Graz, a wcześniej widzieliśmy także piękne zalewy przy granicy czesko-austriackiej, czy piękną architekturę Mikulova. Dzień minął bezpiecznie i wesoło, a po trudnej, z wiadomych powodów, nocy dotarliśmy do Neapolu.
Po przebudzeniu przywitały nas góry nieopodal miasta i majestatyczne wzgórze Wezuwiusza. Po porannym postoju skierowaliśmy się do Pompejów, gdzie rozpoczęliśmy zwiedzanie dość wcześnie rano. Mieliśmy specjalne odbiorniki radiowe z podłączonymi słuchawkami, które umożliwiały nam zrozumienie przewodniczki. Zwiedziliśmy amfiteatr, kilka rezydencji bogatych Rzymian, przeszliśmy się długimi ulicami, a towarzyszył nam głos w uszach, opowiadający historię tego miejsca. Zobaczyliśmy piękne ogrody, pomniki na głównym placu, lecz także chociażby napisy na murach, odgrywające role plakatów wyborczych. Potem zeszliśmy na plac pod Pompejami, gdzie mogliśmy spróbować neapolitańskiej pizzy. Kolejnym punktem planu było zwiedzanie Neapolu. Do naszego celu mieliśmy pojechać kolejką, więc po krótkim spacerze na stację zakupiliśmy bilety i chwilę później zajęliśmy miejsca. W zatłoczonym wagonie spędziliśmy około pół godziny, by wysiąść w Neapolu, gdzie rozpoczęliśmy zwiedzanie. Minęliśmy pozostałości po słynnych wieżach i udaliśmy się dalej, lawirując ciasnymi uliczkami pełnymi ludzi. Dominował tu kolor niebieski – barwa lokalnego klubu piłkarskiego SSC Napoli, dumy całego miasta. Wszędzie widzieliśmy flagi z logo zespołu, a także plakaty z jego legendą, Diego Maradoną oraz obecnymi gwiazdami – Kvichą Kvaratskhelią i Victorem Osimhenem. Odwiedziliśmy Katedrę św. Januarego i udaliśmy się do Palazzo Reale, by ostatecznie dotrzeć do części ogromnego portu nad Zatoką Neapolitańską. Tam wsiedliśmy do autokaru i, mijając stojący nieopodal… autobus Realu Madryt, pojechaliśmy do hotelu International Resort w Mondragone. Byliśmy bardzo zmęczeni długim i wyczerpującym zwiedzaniem, toteż nadchodzący odpoczynek cieszył nas. Jak podsumował Maciek Kucharski z trzeciej klasy: „Pierwszy dzień był na pewno ciężki, ponieważ byliśmy po całodziennej jeździe i na pewno utrudniło to pełne skupienie na zdobywaniu wiedzy i przyglądnięcie się każdemu szczegółowi”. Po kolacji poszliśmy do swych pokojów, gdzie przespaliśmy pierwszą spokojną noc we Włoszech.
Kolejny dzień rozpoczął się dla nas wcześnie rano. Spakowaliśmy plecaki, zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy autokarem do oddalonego o około dwie godziny Sorrento. Droga do znajdującego się po drugiej stronie zatoki miasta była niezwykle malownicza, wiodła przez ciasne uliczki położone na wysokich zboczach i klifach, z których widzieliśmy daleki Neapol. W Sorrento przespacerowaliśmy się do portu, gdzie wsiedliśmy na statek, który zabrał nas na widniejącą nieopodal piękną wyspę Capri. Tuż po wejściu na ląd poszliśmy na stację słynnej kolejki, którą dojechaliśmy na wyżej położony plac główny. Przez zatłoczone uliczki przeszliśmy na drugą stronę wyspy, skąd rozciągał się widok na majestatyczne ogrody, sterczące z wody ogromne skały i bezkres morza, które gdzieś daleko stykało się z bezchmurnym niebem. Dowiedzieliśmy się nieco o historii Capri, a potem wróciliśmy na plac i krętą uliczką zeszliśmy do portu, mijani przez pędzące, trąbiące zawzięcie taksówki. Stamtąd wyruszyliśmy statkiem w rejs dookoła pewnej części wyspy, którego celem były Faraglioni – wystające z wody skały, lecz także niesamowite jaskinie i groty wyrzeźbione w klifach przez fale. Była to naprawdę niepowtarzalna chwila, a my, szamotani przez silny wiatr, mogliśmy chłonąć piękno przyrody. Wkrótce wróciliśmy do portu i weszliśmy na ląd. Wtedy rozpoczęła się chyba najbardziej wyczekiwana atrakcja dnia – czas wolny połączony z plażowaniem. Niektórzy poszli w kierunku sklepów, aby kupić sobie coś do jedzenia, a inni „rozbili się” na kamienistej plaży nieopodal portu. Kąpiel w przyjemnej, choć słonej wodzie, była miłą odskocznią od wycieczkowej codzienności i świetnym doświadczeniem, jako że dla nas coś takiego było na swój sposób wyjątkowe. Jak powiedziała Zuzia Adamczyk z 2a: „Wizyta na Capri była zdecydowanie jednym z najlepszych elementów wycieczki! Wyspa jest naprawdę ładna, a rejs dookoła niej i widoki podczas niego były świetne”. Gdy zebraliśmy się wszyscy, wsiedliśmy na statek i wróciliśmy do Sorrento, skąd udaliśmy się do Mondragone. Właśnie minął jeden z najlepszych dni wyjazdu, w którym, oprócz zwiedzania, znalazło się miejsce na dużo zabawy i radości, która do późnej nocy utrzymywała nas na nogach.
Następnego dnia wreszcie mogliśmy pospać trochę dłużej, gdyż nie mieliśmy napiętego grafiku. Po śniadaniu poszliśmy na plażę położoną tuż przy hotelu, aby rozerwać się i odpocząć. Można było także wykąpać się w morzu, które w tym miejscu było bardzo płytkie i czyste. Na piaszczystym dnie leżały małe muszelki, a większe dało się znaleźć bliżej brzegu. Potem wróciliśmy do hotelu, wymeldowaliśmy się i dostaliśmy kolejne dwie godziny wolnego czasu. Niektórzy zostali w holu, inni usiedli na leżakach obok basenu, a inni urządzili sobie mecz piłki nożnej na betonowym placyku, razem z uczestnikami równoległej wycieczki z Krakowa. W końcu zapakowaliśmy się do autokaru i ruszyliśmy na północ, gdzie znajdował się nasz cel – Monte Cassino. Po drodze przejeżdżaliśmy przez zjawiskowe Apeniny, których majestatyczny widok mogliśmy podziwiać podczas wjazdu na górę. Tam weszliśmy do opactwa, zwiedziliśmy kunsztowny klasztor i przejechaliśmy do muzeum. Poznaliśmy historię walk pośród tutejszych wzniesień i odwiedziliśmy grób żołnierzy polskich walczących o Monte Cassino. Potem ruszyliśmy do Fiuggi, gdzie znajdował się nasz drugi hotel. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy straganach z owocami i warzywami, na których zaopatrzyliśmy się w świeży (do czasu), nieco egzotyczny prowiant. W porównaniu do poprzednich dni, w pokojach noclegowych byliśmy dużo szybciej, więc mieliśmy sporo czasu dla siebie. Był to chyba najlepszy dzień wycieczki.
Jednakże ostatni dzień we Włoszech z pewnością należał do najbardziej pracowitych i męczących, jeśli nie był pod tym względem liderem. Wymeldowaliśmy się z hotelu i pojechaliśmy do Rzymu. Metrem dotarliśmy do centrum, gdzie rozpoczęliśmy całodniowe, żmudne zwiedzanie. Okrążyliśmy majestatyczne Koloseum i skierowaliśmy się na Forum Romanum. Stamtąd ruszyliśmy do Watykanu, lecz była to długa droga, toteż w jej trakcie mieliśmy okazję zobaczyć niesamowite rzymskie budynki, okraszone szczegółowymi pomnikami, zatłoczone ulice pełne bogatych sklepów, Fontannę di Trevi, a także zabudowania obronne nad Tybrem. W Watykanie ustawiliśmy się w kolejce do bramek przed Bazyliką Świętego Piotra. Po około dwudziestu minutach czekania przeszliśmy kontrolę i wpuszczono nas do środka. Tam, wśród niebywałego przepychu i geniuszu architektury oraz sztuki, zobaczyliśmy obrazy przedstawiające byłych papieży, odwiedziliśmy grób Jana Pawła II i przez katakumby wróciliśmy na plac, oglądając z dołu Kaplicę Sykstyńską. „Było naprawdę fajnie. Najbardziej podobały mi się katakumby” – powiedziała Maja Berezowska z 2b. Następnie przeszliśmy poza mury i dostaliśmy trochę wolnego czasu. Były to nasze ostatnie chwile w tym pięknym kraju, gdyż po powrocie metrem do autokaru, z miejsca wyruszyliśmy do Polski.
Po kolejnej niełatwej nocy obudziliśmy się już w Austrii. Gdy tylko nasze zaspane umysły rozpędziły się, w autokarze na nowo rozpoczęły się śmiechy. Wiedzieliśmy, że najgorsze już za nami, czuliśmy ulgę i ekscytację, a także zwykłą, ludzką radość. Po kilku godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na stacji, czekając na nowych kierowców, którzy zostali jednak mocno spowolnieni przez wszechobecne korki. Te wolne chwile spędziliśmy w McDonaldzie czy Orlenie, a pod koniec przerwy zorganizowaliśmy sobie krótki mecz piłkarski na trawniku. W końcu jednak wszystko było gotowe i mogliśmy, choć niezbyt szybko, wrócić do Nowego Sącza. Na parkingu dworcowym przywitali nas rodzice, lecz był to też czas pełnych radości pożegnań. Nadchodził przecież weekend.
Tu chciałbym podziękować serdecznie naszym opiekunom za zorganizowanie tak wspaniałej wycieczki, choć niewątpliwie kosztowało ich to mnóstwo sił. Ogromny szacunek należy się także przewodniczkom, które zadbały o merytoryczną stronę wyjazdu, jak i również kierowcom, dzięki nim bowiem bezpiecznie pokonaliśmy te kilka tysięcy kilometrów. Jednak chcę też podziękować moim kolegom i koleżankom, którzy stworzyli zgodnie z wartościami SPLOT-u rodzinną atmosferę. To ona właśnie była kluczem do tak niepowtarzalnej wycieczki. Choć jechali uczniowie z kilku klas, tam byliśmy jedną, wielką klasą, co jest niesamowite. Mam nadzieję, że w naszej wspólnej historii w SPLOCIE będziemy mogli brać udział jeszcze w niejednym takim wyjeździe.
Tekst – Mikołaj Koprowski 2 b
Wybór zdjęć – Karol Załubski 2 a